Siedząc w pracy możemy ustalać sobie pewne małe przyzwyczajenia, które pomogą nam czekać na konkretną godzinę w świadomości, ze coś miłego nas o tej porze spotka. Idąc tropem tej zasady ustaliłam sobie, że chwilę po 12ej, kiedy to dzień jeszcze się dłuży, ale słońce świeci już przyjemnie za oknami – nastawiam czajnik na kawę. Kawa musi być parzona, mocna z dużą porcją sypanej śmietanki. Pycha! Oczywiście nie wypijam jej jednorazowo, tylko sączę, przełykam, przesuwam między wargami dobrych kilkanaście minut. A jeśli w międzyczasie ktoś służbowo przerwie mi tą rozkoszną chwilę – odkładam kawę i dopijam później. Oczywiście prosze czasami nie pomyśleć, że piję tą kawę po to, żeby nie pracować. Co to, to nie! Ja pracuję z przyjemnością, dlatego kawa umila mi czas wpatrywania się w monitor i samą pracę. Czysta przyjemność!
Polecam ustalić sobie na sztywno takie właśnie rytuał, – pracuje się wtedy znacznie przyjemniej.