Teatralne charakteryzatornie to dla niewtajemniczonych miejsca praktykowania dostępnego tylko nielicznym wybrańcom kultu przepoczwarzania człowieka z krwi i kości w postać sceniczną, taką jak widzi ją reżyser przedstawienia.
Do zmiany wizerunku służą przeróżne rekwizyty, wśród których jednymi z najważniejszych są peruki. Ale nie tylko one, są bowiem także sztuczne brody, doklejane wąsy, baczki oraz, co logiczne, sztuczne łysiny. Uszy i nosy a nawet sztuczne zęby i sztuczny brak uzębienia. Są aktorzy mniej i bardziej podatni na charakteryzację. Nie jest to zależne od umiejętności zawodowych, talentu czy doświadczenia. Aktorzy charakterystyczni, wpisujący się w najbardziej wyraziste sylwetki ludzkie, są dla pracowników teatralnej charakteryzatorni bardzo niewdzięcznymi obiektami starań. Aktor typu stuprocentowego przystojniaka jednym spojrzeniem zawracający kobietom w głowach, po założeniu peruki z fryzurą rockandrollowego gitarzysty nie wygląda jak zawodowy muzyk żyjący z dnia na dzień, tylko jak przystojniak, który z jakichś względów nie by dawno u fryzjera. I odwrotnie, z aktora o aparycji bywalca jednogwiazdkowych dancingów prostym zabiegiem charakteryzatorskim nie da się uczynić drugiego Jamesa Deana.
Są jednak aktorzy, którzy wchodzą do charakteryzatorni pod własnym nazwiskiem, a po kilkunastu minutach wychodzą z nich przeobrażeni w kogoś zupełnie innego, postać sceniczną, której wg popularnego powiedzenia własna matka by nie poznała. I to czasem za sprawą samej peruki i kilku pociągnięć kredki do makijażu.