Nóg nie czujemy. Słabo z naszą kondycją, oj słabo. Niby spacerek, a jednak poważnie daje się teraz we znaki. Ale nie takie rzeczy się znosiło, plan kolejnej podróży kiełkował już w naszych głowach. Tylko, że trzeba było wybrać coś mało męczącego. Dzięki temu, kto wymyślił przewodniki!
Wybór padł na trasę zwaną ?Droga pod Reglami?. Brzmiało to dosyć zachęcająco, czemu więc nie spróbować ?
Chyba wszystkie zakopiańskie drogi prowadzą do Krupówek. Chcesz gdzieś pójść, to wystartuj z Krupówek z centrum miasta. Tyle dobrze, że tam najłatwiej trafić. Musieliśmy dojść do Wielkiej Krokwi. Swoją drogą, to zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Jest dużo bardziej spektakularna niż gdy widzi się ją w telewizji. Gdyby nie ten mój nieszczęsny lęk wysokości, to kto wie, może pokusiłabym się na wyjście na samą górę ? Brr, póki co, czułam tylko paraliżujący strach. No to teraz… hmm… Gdzie by tu teraz pójść… Po prawej las, po lewej las. Bardziej kusiła nas ta prawa strona, a jak mówił Henri Bergson ?nie należy hamować swoich instynktów?, to poszliśmy za ciosem. Prawa strona jest nasza.
W ogóle nie mogliśmy się połapać z tymi nazwami, gdzie tu się kończy jedna dolina, a zaczyna druga. I weź tu człowieku bądź normalny. Według naszego, póki co, niezawodnego przewodnika, powinniśmy iść przez Dolinę Białego, obok masywu Sarniej Skały, dolinkę Spadowiec i Dolinę ku Dziurze.
Jedyne, co udało nam się zapamiętać, to nazwa restauracji. Jednak mieszczańskie życie daje o sobie znać w każdych warunkach. Dolina Strążysk, masyw Łysanek, dwie mniejsze dolinki, a w tle osiedle mieszkaniowe, zdaje się, że Krzeptówki (he he, parę dni i już się nieco orientuję). Dochodzimy do Doliny Małej Łąki. I co ? I koniec trasy. Masz ci los. Fajna podróż, niemęcząca, na miarę naszych możliwości.Tyle czasu na świeżym powietrzu, kondycja coraz lepsza, apetyt pierwszorzędny. To mi się podoba. Czas na coś ambitniejszego.
Prawdziwe Tatry czekają.
Tak może wyglądać nasz pierwszy kontakt z Tatrami i wędrówkami, ale nie obawiaj się ja kiedyś identycznie miałem.