Na fali czytania tęczowych książek już jakiś czas temi trafiła na moją audiobookową półkę pozycja: „Delilah Green ma to gdzieś”. Nie powiem, żeby początek jakoś nadzwyczajnie mnie zachwycił, ale im słuchałam dalej, tym bardziej dawałam się w tę akcję wciągnąć. I…poleciało!
Recenzja książki „Delilah Green ma to gdzieś”
Co się podobało, a co mniej?
- Bardzo sprawnie zbudowana akcja,
- Wyraziste postaci,
- Ciekawe historie pokazujące, jak na nasze życie wpływają doświadczenia z przeszłości, zwłaszcza te, które widzieliśmy zupełnie inaczej niż nasi bliscy,
- Fantastyczna przemiana doświadczeń od żalu, złości i rozczarowania tym, co było, po zrozumienie, akceptację i wybaczenie (bardziej sobie, niż tym, do których miało się żal)
- Pięknie budowane napięcie między parą głównych bohaterek – krok po kroku, wiarygodnie, lekko, ale i wciągająco
W/w „za” sprawiły, że dałam się tej opowieści wciągnąć aż do końca i bardzo mi się ona podobała:)
Mniej za to podobał mi się mój własny odbiór kosmicznej dysproporcji między tym, co świata relacji i samego życia osób LGBT+ dotyczy w USA (miejsce akcji), a tym, co mamy w tym temacie w Polsce. Chodzi mi o to, że osoby czytające tę historię dostają coś tak naturalnego i lekkiego w fabule, że aż w głowie się nie mieści, by podobna historia mogła się wydarzyć na naszym, polskim gruncie.
Byłoby super, jasne, ale odnoszę wrażenie, że książki pisane z perspektywy państw, w których sytuacja osób LGBT+ jest całkowicie inna niż u nas, czytane przez naszych „krajowych” odbiorców, pokazują świat niewiarygodny, wręcz fantastyczny, daleki od rzeczywistości.
A szkoda!
Tak czy inaczej lekturę polecam – wnosi świeżość, lekkość, nutkę romantyzmu i masę dobrego humoru:)
Nie da się tej książki czytać bez uśmiechu na twarzy.
Audiobook wysłuchany na Legimi.
PS To nie jest współpraca reklamowa.
Recenzję przygotowała: Aleksandra Niedzielska