Szklarska Poręba to jeden z najciekawszych pod względem tras narciarskich ośrodków w Polsce. Niestety – jedna z najbardziej reklamowanych kolejek, 6-osobowa kanapa, której imponująca przepustowość miała pozwolić na zwiększenie ruchu i większy komfort jazdy przybywających tu tłumnie narciarzy okazała się wierutną klapą. Bo choć wyciąg nazwany szumnie Karkonosz Express wygląda genialnie – to już z jego uruchomieniem pracownicy mają najwyraźniej problem.

Być może fakt, że wyciąg nie działa wywołany jest zbyt trudną do ogarnięcia obsługą – w końcu tyle tu przycisków, guziczków i tabelek, że człowiek, który od lat pracuje przy uruchamianiu kolejek narciarskich może się po prostu w tym wszystkim pogubić. Uśmiechnijmy się zatem z pobłażaniem – w końcu przyjeżdżamy tu na narty z całej Polski, kosztem odkładanych wcześniej pieniędzy i wyciągania urlopu w pracy, ale możemy jeździć na Puchatku, no narciarze, proszę – dajcie żyć tym biednym ludziom, którzy wciąż nie nauczyli się włączać kolejki Karkonosz Express.

Długi weekend w Szklarskiej Porębie:

• Przyjeżdżamy w czwartek (Trzech Króli) skoro świt. Pogoda cieniutka – wieje, więc zdajemy sobie sprawę z tego, że wyciąg nie będzie działał, no po prostu nie ma na to szans, trudno – robimy sobie tournee po mieście, wydajemy trochę kasy na pamiątki, zjeżdżamy 2 razy na dętce a wiatr cudownie smaga nam twarz

• W czwartkowy wieczór sprawdzamy w sieci: wyciągi w oddalonym o 14 km Harrachovie chodziły ? no cóż, może to jakiś inny mikroklimat albo coś. Decydujemy, że następnego dnia ruszymy do Harrachova

• Podczas kolacji gawędzimy miło z innymi narciarzami, którzy również przybyli tu zatestować 6-osobową cud kanapę Szklarskiej Poręby, Ci już dziś postawili na Świeradów – i świetnie się tam bawili

• Piątek – rano trochę wieje, ale nie tak bardzo, strona sudetylift pokazuje że reklamowana kanapa niet, więc ruszamy do Harrachova – niecałe 20 minut jazdy, aż jesteśmy sami zaskoczeni. W Harrachovie czad: wszystko działa, trasy zrobione, śmigamy do wieczora aż miło! Brawa, brawa, brawa – nawet w złotówkach możemy płacić bez problemu

• Wieczorem kolację jemy z narciarzami, którzy zdecydowali się zostać w Szklarskiej – ależ mają od opowiadania: wiatr przestał wiać chwilę po południu, ale kanapy 6-osobowej (co podkreślam) nie puszczono. Wszak Puchatek i baby lift to wystarczająco dla tych tłumów, którzy tak czy siak karnety już na cały dzień kupili – no to po co włączać kolejkę? Nie opłaca się. Narciarze chrupiąc bułeczki opowiedzieli nam tylko jaka karczemna awantura była pod kasami, i ile musieli się nakłócić i nakląć, żeby po 15ej puszczono słynną kanapę (tu dodam, że wyciągi chodzą do 16-ej więc dużo się nie najeździli)?

• Sobota, wstajemy skoro świt i wiedzieni nadzieją wchodzimy na stronę sudetylift – HURAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA Karkosz Express działa! Trzeba nas było widzieć: spodnie narciarskie nałożone w 3 sekundy, czapki, buty, bez śniadania, zasapani, do samochodu, pod wyciąg, tempo, tempo – jest! Chodzi, huraaaaaaaaaaaaaaa! Jest 9 rano i działa ye ye ye! Kupujemy jak szaleni karneciki i walimy pod małą górkę z wypiekami na twarzy. Karkonosz Express! To będzie coś! Lolobrygida jest nasza! Przed nami tłumy równie szybkich, za nami już lecą następni – gazu, gazu, trzeba się wcisnąć! Doszliśmy ze 20 kroków – informacja, Karkonosz Express nie działa, zapraszamy na Puchatka…

Nie było wiatru. Zwrotu pieniędzy za karnety całodzienne też nie było. Dlaczego włączyli wyciąg z rana, sprzedali karnety i wyłączyli równie szybko? Bóg jeden wie? może chcieli tylko kasę? Hmmm? Jeden Pan za nami natychmiast sprzedał swój bilet za 80% ceny Pani z dziećmi? no bo ona na Puchatka..

P.S Czy wiecie jak jeździ się Puchatkiem stojąc w kolejce, w której stoi jakieś 100-200 osób i szusując na krótkiej trasie między amatorami, pierwszakami i turboprędkościowcami, którzy muszą się wyżyć za zmarnowany długi weekend? Kiepsko.